Nieprzypadkowy zbieg okoliczności.

No i jak tu nie wierzyć, że dobro do nas wraca. Tydzień temu to ja piekłam ciasto na czyjś przyjazd, a zaledwie wczoraj ktoś upiekł pyszne ciasto dla mnie. Posadził na niebieskiej kanapie, zrobił kawę w wielgachnym kubku i oferował wspaniały widok na dachy wrocławskiego Grunwaldu.

Spojrzyjcie na cytat sfotografowany przeze mnie (tak, wolę cyknąć fotkę, niż przepisywać;). Pochodzi ze starego "Zwierciadła" (styczeń 2014), z wywiadu z Moniką Strzępką. Dokończę tylko zdanie, w miejscu gdzie urywa się fragment: "Czasem mam wrażenie, że naturalne potrzeby człowieka uśpiono i że wystarczy dać mu pieniądze, bo wtedy będzie wiedział co zrobić - pójdzie na zakupy."
Mianowicie, nawiązując do powyższego tekstu - znajduję czas na takie pierdoły.
Zawsze uważałam, że żyjemy tak jak chcemy (są wyjątki, nie zawsze życie układa się tak jak chcemy i wtedy trzeba zapierdzielać).
Uważam więc, że mam szczęście, znajdując czas na spotkania towarzyskie (w sobotę zakrapiany grill z Agą z Klamotów, wtorek - wizyta u Panny Lili), że spędzam wakacje z moimi dziećmi, padając ze zmęczenia, ale w pełni świadoma tego, że to mój wybór i moje chcenie; bo niedługo "koledzy będą ważniejsi". Warto się "przemęczyć".
Nawiązując do tego co w nawiasie, czyli do Lili. Siedziałam sobie na tej niebieskiej kanapie i dałam się oczarowywać emocjom, chwili. Perlisty śmiech panny Lili sprawiał, że odpoczywałam. Był czas na to co kobiety lubią najbardziej: wspólne przebieranki, po wcześniejszej wymianie ciuchów (dostałam od Lili beżową bluzkę - wielkolud Acne - przypadkiem upolowałam dżinsy tej marki w sh i następnym razem sfotografuję się w komplecie Acne i inną beżową bluzeczkę), zgarnęłam stare gazety "Zwierciadła" jakieś "Vivy" z Nataszą Urbańską i jej córką w czapce BADASS na okładce (ale ich zdjęcia raczej zniechęcają do lektury).
Siedzę teraz w "wielkoludzie" czytam stare "Zwierciadła" i "Panie"; tak sobie myślę, że fajnie czyta się nieświeże gazety - z większym spokojem, dystansem - chociażby co do trendów.

Zanim jeszcze załaduję foty ze spotkania, parę słów o książce Katarzyny Pisarzewskiej "Zbieg okoliczności". Natrafiłam na tę książkę kiedy nic absolutnie nie było w stanie mnie wciągnąć, nawet "Donosy rzeczywistości" Mirona Białoszewskiego, może dlatego, że zawał, to wciąż jeszcze przyszłość.
W rzeczywistości małego miasteczka szybko się odnalazłam, w dodatku zakrapianej kryminałem, w dodatku fragmentem piosenki Nosowskiej i fascynacjach jednego z bohaterów Chrisem Cornellem. Czyli pisarka i ja to bliski rocznik.
"Dom Rotkiewiczów, biały pseudodworek z balkonem wspartym na kolumienkach, reprezentował styl, za którym Maria nie przepadała. Działka była nieduża i dom zajmował ją prawie w całości. Resztę w proporcjach 3:1 dzielił podjazd dla samochodów i dobrze utrzymany ogródek z wymyślnymi krzewami. Na podjeździe stał najnowszy land rover." Znacie to? Zamiast land rover może być najnowsze audi lub passat.
W każdym bądź razie polecam - mieszkańcy małych miasteczek - odnajdźcie się tam. Mówię to też do siebie, żeby nie było, iż kieruję te słowa z jakiejś wielce zdystansowanej wysokości;).





Miałam się ochotę ubrać na ciemno - pogoda taka była.

Z szuflady:

Madziu, odnieś kubeczek po kakao
-nie
nadstaw usteczka
-nie
nadstaw dupy
- nie
nadstaw policzek
...
i drugi
...


Ps. Pannie Llili dziękuję za gościnę:*

Komentarze

  1. Ależ się wkomponowałaś w kanapę Lili! Oczywiście ona nie dała tknąć swoich włosów ;-) Za mną czerń też chodzi, oj chodzi...
    Spróbuję upiec ciasto dla Ciebie, ale udawaj, że jest jadalne ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W Niemczech to, o czym piszesz jest jeszcze bardziej widoczne. Po pierwsze nie ma tu już praktycznie żadnych takich małych sklepików, wszystko wyparły sieciówki. Ludzie są tu zajęci głównie pracą. Popołudniami w parkach widzę tylko ludzi innych narodowości bawiących się z dziećmi. Niemcy jakby tylko przemykali, ciągnąc swoje pociechy szybko do domu. Nie ma tu takiej serdeczności jak w Polsce ale w sumie to od dawna wiadomo, że tu gdzie mieszkam ludzie żyją bardziej dla siebie. Czasami sobie myślę, czy to nie czasem wina komunizmu, że ludzie w Polsce wciąż jeszcze choć trochę lgną do siebie. Na moim osiedlu nie widzę żadnych dzieci. Jest tu kilka bloków, jest nawet mały plac zabaw i łąka do zabawy. Ale dzieci brak. Bo i kiedy, jak przeciętny Niemiec wraca z pracy między 18 a 19 to kiedy ma wyjść z dzieckiem, czy je choćby wypuścić na dwór i co jakiś czas patrzeć, czy wszystko w porządku. Świat idzie w bardzo dziwnym kierunku.

    Ślicznie wyglądałyście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dziewczyny - Wy i wasz ambient - piękne jesteście!
    czekam na zdjęcia w wielkoludzie, gdyż bardzo takiego, właśnie teraz pragnę! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @grumpy - mam nadzieję, że z tym ciastem nie będę musiała udawać - byle słodkie było - konsystencja nieważna;)
    @Joanna - dziękuję za podzielenie się swoimi spostrzeżeniami. Zawsze mnie ciekawiło jak to wygląda gdzieś indziej - z socjologicznego punktu widzenia.U mnie dzieci mają swoje podwórko i grupę znajomych; grają w gałę, budują bazy, łażą po drzewach. Komputer tylko 1h dziennie, właśnie dlatego żeby mieli kiedy budować relacje z innymi dziećmi.
    @schronienie - wielkolud też czeka;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale się cieszę, że u mnie tak dobrze Ci się przebywało:)
    Też mnie przeraża kierunek jaki tak wielu ludzi obrało. Harować, żeby mieć pod takim właśnie domem z kolumienkami tłustego SUVa, w szafie pełno najmodniejszych poliestrowych fatałaszków, brr... nie przekonuje mnie to. Ale widać było w czasie ostatniego święta wolnego od handlu jak wielu ludzi jest pogubionych, kiedy wszystkie wielkie sklepy są pozamykane. Jechaliśmy przez miasto pełne par i rodzin wyraźnie zagubionych, kręcących się trochę niepewnie po zalanych słońcem chodnikach starego miasta. Swego czasu była też dyskusja w radiu na temat uczynienia niedzieli dniem wolnym od handlu. Jeden słuchacz zadzwonił z pretensją, że to bulwersujące, bo przecież w niedziele trzeba zabrać rodzinkę do galerii (handlowej oczywiście), pochodzić po sklepach, pójść tam na obiadek i on nie wyobraża sobie inaczej. Ale też jeszcze nie wszyscy się tym zarazili, jak się pojedzie na podróż studyjną do małych i większych wsi to można zobaczyć jak duże jest pragnienie w wielu miejscowościach aby poznać swoich sąsiadów naprawdę, kultywować dawne tradycje i razem robić coś fajnego dla wszystkich, nie tylko dla siebie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe obserwacje poczyniłaś, dlatego ucieszyłam się, że wygospodarowałaś czas dla mnie i nie usłyszałam "nie mam czasu";).
      Na szczęście coraz rzadziej to słyszę, a kiedyś to dosłownie nie było można umówić się na spotkanie.
      Galerie handlowe w niedzielę? Jak wejdę w dzień powszedni do Dominikańskiej to mnie głowa od razu boli, a w niedzielę to bym chyba dostała ataku apopleksji;))

      Usuń
  6. "wtedy będzie wiedział co zrobić - pójdzie na zakupy" - a teraz nawet zakupy przez internet.
    Ale mimo wszystko potrzeba bezpośredniego spotkania z drugim człowiekiem jeszcze całkiem nie wygasła, najlepszym przykładem są przecież właśnie spotkania w "realu" osób poznanych poprzez sieć. Jest jeszcze nadzieja :)
    Gratuluję kolejnego udanego nieprzypadkowego.

    OdpowiedzUsuń
  7. pierwsze zdjęcie!..mrrau..;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chcesz coś napisać? Śmiało! Najwyżej odgryzę rękę jeśli nie będzie mi się podobać ;D