Andżi.

Hop hop, jest tam kto? Łudzę się, że ktoś za mną tęsknił;).
Reprezentuję się Wam jako po-anginowa zjawa - mówcie mi Andżi;). Najpierw dzieci się pochorowały, a później ja dołączyłam do piżamowego grona. Tak to jest, jak się lekceważy przeziębienie, ćwicząc na powietrzu i żrąc bakaliową Symfonię z Biedronki (trzy dni pod rząd). Chciałam się hartować. I masz babo placek - plackiem to ja leżałam przez pięć dni. Nie narzekam, opiekę miałam prywatną i troszczącą się o moją strawę duchową. Ale o jednej z książek zaraz...
Czuję się trochę jeszcze niewyraźnie, dlatego ta czerwona czapa, by oko aparatu mnie nie przeoczyło;).
A tak poważnie, to ja w tej czapie brykam...kurtki zimowej jeszcze nie przywdziewam, ale jakoś mi tak przytulnie jak mam grubszą wełnę na głowie.




Leżąc obłożona chusteczkami higienicznymi i napojami różnego typu, przeżywałam chwile szczęścia dzierżąc w łapach nową książkę Małgorzaty Musierowicz pt. " Wnuczka do orzechów".

Zanim jednak podzielę się z Wami wrażeniami dodam tylko, iż nie rozumiem tej mody na krytykowanie Jeżycjady (albo ja jestem w swoim uwielbieniu bezkrytyczna;). Już w podstawówce wpajano mi, że "książka to twój najlepszy przyjaciel"(dziś doszedł do tego grona jeszcze pies), a jak wiadomo, gdy idziemy na spotkanie z przyjacielem nie rozmyślamy o jego wadach.
Sama Musierowicz odnosi się do stawianych jej zarzutów w książce "Frywolitki 3":
"(...) wszak parę razy tłumaczyłam rozmaitym cymbałom - przy okazji ich ideologicznych napaści - że beletrystyka, zwłaszcza przeznaczona dla młodych czytelników i dzieci, rządzi się innymi prawami niż drapieżne dziennikarstwo i inne zgoła stawia sobie cele; nie musi ona obowiązkowo tropić dewiacji ani odzwierciedlać ciemnych stron rzeczywistości i ponurych zakamarków ludzkiej duszy. Może to dla niektórych nie do pojęcia, lecz w gruncie rzeczy beletrystyka może się zajmować, czym chce, wedle upodobań i woli autora!".
Jasne, jak ktoś lubi marudzić niech sięgnie po Karpowicza.

Więc co z tą "Wnuczką do orzechów"? Najpiękniejsza książka jaką ostatnio przeczytałam. Bliska mi, gdyż większa część akcji toczy się na wsi. Wszystko to co mnie zachwyca w moim otoczeniu, zostało ujęte w słowa. Mam podobne przemyślenia. Kilku Chrobotów w mojej wiosce też by się znalazło.
A przyznam się, że zamieszkanie na wsi nie było dla mnie łatwe - bałam się, bo "od zawsze" mieszkałam w mieście. Musiałam się trochę przyzwyczaić (i zrobić prawo jazdy). Zawsze zachwycała mnie przyroda i zwierzęta, a ta przestrzeń wiejska przenika też czas - jakby się rozszerzał.
Nie każdy odnalazł by się na wsi, mi jednak na pewnym etapie życia ciężko było z neurotycznym miastem.
"Naprawdę człowiek  w mieście jest więźniem konieczności. Żyć musi w pośpiechu, nie ma w ogóle czasu. Nie umie zrozumieć, że może istnieć coś, co nie jest użyteczne. I nie pojmuje, że to właśnie sprawy użyteczne mogą być bezużytecznym ciężarem. (...) odczuwam, że miasto rozpycha się bezwzględnie. Natura mi tego nie robi. Zawsze jest mi przychylna, ma dla mnie miejsce, pozwala mi być sobą."
Pamiętam, że zanim ukazała się w księgarniach "Wnuczka do orzechów", okładkę książki zamieściłam na pulpicie i wpatrywałam się w przepiękną, czystą twarz dziewczyny. W myślach powiedziałam to samo co tata Pałys po raz pierwszy gdy zobaczył Dorotę :"najpiękniejsza dziewczyna, jakąkolwiek widziałem."

Oczywiście pełno tam pysznego jedzenia (ojej, jak mi się chce wiśni!), zabawnych dialogów starszych z dziećmi, ciepła, dobroci, ale i trafnych spostrzeżeń a propos wykwitów naszych czasów np. fb.




Na wpół omdlała macham do Was dłonią (z chusteczką higieniczną)!
:*

Komentarze

  1. ja tęskniłam! :)
    oraz też miałam anginę w zeszłym miesiącu (2 tygodnie mnie franca trzymała!).
    ja również noszę aktualnie włeniane czapy własnorecznie wydziergane zeszłej zimy!
    a Musierowicz - stają mi przed oczami przeziębienia z okresu podstawówki, gdy mozna było zostać w domu i ją czytać. ach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po długiej przerwie (około kilkunastoletniej), niestety z licznymi pominięciami kolejnych tomów, chyba jakoś pod koniec zeszłego roku, znów sięgnęłam po Musierowicz. Padło na "McDusię".
    Straszono mnie, że to już nie ta sama Jeżycjada. Gówno prawda ;D Dla kogoś kto wychował się na tych książkach, kto nimi za młodu przesiąkł, kto je pokochał i przepadł z kretesem, dla tego to zawsze będzie ta sama stara, poczciwa, kochana Musierowicz ... Ciepło tych opowieści nie równa się z żadnym innym.
    "Wnuczka ..." będzie moim pierwszym osobistym egzemplarzem Jeżycjady, którą to zamierzam usklejać po kawałku w całe 21 tomów ^^ Ku potomności. I nie tylko ;)
    Marzyłam o tym momencie od kiedy Starsza zaczęła sięgać po książki. Myślę, że to dobry moment na Tom 1 dla Niej :)


    Fajnie Ci w tej czapie!
    I za mną "chodzi" czerwień w garderobie. Czerwony płaszczyk mi się śni ...
    Zdrówka życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieustannie zachwycam się Twoimi butami! Jak tylko odłożę trochę grosza, to sobie kupię sportowe bucisze, a jak!

    Po drugie: Jeżycjada. Wstyd, bo nie czytałam, ale ja nie jestem rodowitą Poznanianka, więc czuję się usprawiedliwiona. Poza tym ja niewiele czytam (głównie siedzę w ekonomii).

    No i po trzecie: trzeba kupić mrożone wiśnie w biedzie i upiec placek drożdżowy z dużą ilością wiśni i kruszonką. Mniam!

    OdpowiedzUsuń
  4. musierowicz..ach, zatrzymalam sie pare lat temu i nie nadrobilam tych paru kolejnych w serii. moze kiedys w córką sie uda;) pozdrawiam domowo szpitalnie ale niestety dzieci wymagajace mojej opieki nie daja nawet jednej strony poczytac..

    OdpowiedzUsuń
  5. mam nadzieję, że zdrowie wróci na swoje miejsce! trzymaj się ciepło :)
    a czapka jest genialna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też czekałam na kolejny post! Ja się wyłamię - należę do tego konserwatywnego grona "to już nie ta sama", ale może zapoluję w bibliotece dla upewnienia się ;)
    zdrówka,
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. @schronienie - aż mi się miło zrobiło:) Poznałam Musierowicz "na starość", w latach nastoletnich lubiłam się dołować;).
    @Marzenia do...- też bym chciała czerwony płaszczyk;)Przyznam się, że ja nie wiem co kryje się pod pojęciem "już nie ta" Musierowicz...ale rozumiem, że komuś mogła przestać się podobać. Też zamierzam mieć całą Jeżycjadę, ostatnio widziałam na wyprzedaży w bibliotece jakieś stare egzemplarze, których jeszcze nie mam. Może poczekają na mnie;)
    @Biurowa - nie będę udawać - w butach biegam non stop, co widać po zdjęciach;)Wypróbuję te wiśnie z Biedy;)
    @Sigrun - domowy szpital no normalne, powracające zjawisko, gdy ma się małe dzieci. Dobrze, że moje potrafią się sobą zająć, a dziś już starszy sam zrobił naleśniki...także cierpliwości:)
    @Kasia Kwiecień - dzięki!
    @Ola - Dzięki! Eh, ta sama , nie ta sama - ludzie się zmieniają, ale ta "istota" zostaje:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tęskniłam, ja! Tyle, że jeszcze nie przestałam chorować i trudno mi wykrzesać sensowny wpis u siebie czy komentarz u Ciebie, nie mówiąc o mailu...
    Ja się też na McDusi gdzieś zatrzymałam, muszę nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uroczo wyglądasz w tej czapie!
    Ja niestety należę do grona rozczarowanych tzw. "nową Jeżycjadą". Do starszych książek wracam natomiast co jakiś czas i uwielbiam je ciągle i wciąż, nie starzeją się. Za każdym razem żałuję, gdy kupuję nową pozycję, bo odbiera mi radość i sentyment, ale dzika chęć przeczytania co słychać u Borejków zawsze wygrywa;) Mam nadzieję, że uda mi się tym razem powstrzymać, ale nie ułatwiasz!;)

    OdpowiedzUsuń
  10. @grumpy - to zdrowiej nam szybko:)
    @Granda - nic na siłę...i z czytaniem i z powstrzymywaniem;)Buziak:*

    OdpowiedzUsuń
  11. czytałam jakiś czas temu ostrą krytykę witkowskiego o musierowicz i zupełnie nie rozumiałam, skąd ten jad. nie gloryfikuję jeżycjady, ale jakby nie było ma ona w sobie wartości, o które próżno w innych powieściach dla młodzieży. a że i dorośli skłaniają się ku lekturze... toż to pochwała sama w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja akurat należę do tych, które z wiekiem rozstały się z Musierowicz ale wspominam Jeżycjadę ciepło. Choć teraz przeczytałabym raczej pierwsze tomy - takie romanse dla nastolatek vintage :) Z resztą były już vintage, kiedy ja je czytałam... Do nowych mnie nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wnuczkę naprawdę miło się czytało, poprzednia McDusię jakoś mniej. Musierowicz takim obrazowym językiem pisze, że można na własnej skórze odczuć ból użądleń błonkoskrzydłych...i choć naiwne to światy (dla mnie odległe jak proxima centauri) to jednak lubię i nieodzownie przy lekturze rozmazuje mi się tusz:) Zawsze mnie uderzało, że w tak nieskomplikowanych fabułach bohaterowie czytają tylko 'poważne' rzeczy, cytują Arystotelesa z pamięci itepe...taki mam zarzut, ale to pewnie jakieś kompleksy;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. @Lucy Mayday - nie czytałam co tam Michaśka pisze o M. Musierowicz, ale wydaje mi się, że żyją według zupełnie innych wartości, M.W. lubi zmanierowane towarzystwo, a typowa rodzina nie w jego guście (tylko po się z tego nabijać). Dobrze, że M.M się nie przejmuje i robi swoje.
    @Lady in black - vintage - świetne określenie, wg mnie pasowało by szczególnie do "Szóstej klepki" i "Kłamczuchy";)
    @Magda - tak, pisze język jest bardzo obrazowy; zawsze mam ochotę jeść co jest akurat opisywane;). Nie wszyscy cytują Arystotelesa, np. taki Chrobot i Wiktoryna - toż to cytaty z życia wiejskiego wzięte - sama słyszę podobne i jestem pełna zachwytu dla trafności i zwięzłości powiedzonka. Idę wkuwać Senekę,może czas by dzieci zamiast powiedzonek z reklam, sypały czymś mądrzejszym;) Buźka:*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chcesz coś napisać? Śmiało! Najwyżej odgryzę rękę jeśli nie będzie mi się podobać ;D