Bonne journee :)












Kiedyś francuski szyk kojarzył mi się przeważnie z bluzką marynarską, baletkami i czerwonymi usteczkami w ciup. A także z tym co dla mnie nieosiągalne: luksusem, drogimi dodatkami i znakomitym krawiectwem.
Rozmawiając ze znajomymi, którzy byli w Paryżu (w obecnym stuleciu;), wyłonił mi się obraz Francuzki jako kobiety naturalnej, która potrafi wyjść z domu bez makijażu; bardzo pewnej siebie. Garderoba oscylująca przeważnie w kolorach: czerni, bieli, beżach, szarościach; cienki płaszcz noszony do balerinek, butów a la wojskowych lub adidasów, kapelusz. Papieros i nonszalancja.

W poniższym poście napisałam, że lubię sh, bo stać mnie jeszcze na książki;). Kupiłam ostatnio dwie wspaniałe lektury, skupię się dzisiaj na jednej, tej „lżejszej” (bo druga przetrzepała mnie emocjonalnie i muszę się uspokoić;).

Na „Francuski Szyk!” (Isabelle Thomas i Frederique Veysset) czaiłam się od dawna, podczytywałam w Empiku, aż nabrałam pewności, że chcę ją mieć na własność. Czytanie tej książki to była uczta dla wyobraźni. W tym poradniku wyczuwa się świeżość spojrzenia na modę, styl, zachętę do eksperymentowania przy równoczesnym zachowaniu klasy (jest coś o gafach, które popełniamy, tzn. czego się wystrzegać).
Rzecz jasna, treść dotyczy stylu francuskiego, a porównywanie go do tego jak np. noszą się Amerykanki ma na celu ukazanie czym francuski szyk na pewno nie jest;).
W książce najbardziej urzekły mnie wywiady z ludźmi kultury: projektantami, stylistami, piosenkarzem, perfumiarzem, dziennikarką. Każdy spojrzał na dany temat pod innym kątem, aczkolwiek dużo punktów było stycznych.
Pozakreślałam parę trafnych i cudownych cytatów, ale jeżeli musiałabym wybrać ten, który jest mi najbliższy, to:

„Jak zdefiniowałby pan francuski styl?
- Jako ciągłe, typowe dla francuskiej kultury poszukiwanie równowagi i harmonii.”

„Coś się we mnie burzy, kiedy czytam artykuły lub oglądam seriale z gatunku Seks w wielkim mieście, w których kobiety są przedstawiane jako idiotki wpadające w podniecenie na widok najmodniejszego modelu torebki, czy wyprzedaży.’ (Christophe Lemaire).

Przyznam się, że serial nigdy nie wzbudził mojego zainteresowania, nie rozumiałam tej histerii wokół niego. Obejrzałam pół odcinka i czułam się chyba zażenowana. Cieszę się, że w tym odczuciu nie jestem odosobniona;).

„ Uważam, że ubiór jest sposobem kształtowania tożsamości własnej. Pozwala nam się otworzyć na innych. Przekazywać im własny wizerunek. Osoby od stóp do głów metkowane pokazują zasobność portfela. Te, które chcą demonstrować pewną nonszalancję, wybierają strój niedbały. Inne, pragnące przesłać otoczeniu bardziej agresywny komunikat, decydują się na śmielsze kreacje …To czysta socjologia!” (Maxime Simoens).

Właśnie… gdybym miała określić jednym słowem, z czym kojarzy mi się styl francuski, było by to słowo: nonszalancja.

Często w życiu jest tak, ze wraz z pewnymi zmianami przychodzą do nas odpowiednie „narzędzia”. Tak na pewno było z tą książką. Doszłam już do tego, że zamknięcie się w jakiejś konkretnej liczbie ciuchów to nie dla mnie. Minimalizm był mi potrzebny właśnie do złapania harmonii. I do tego by zacząć szanować  i lubić rzeczy. Był dobry jako początek. Harmonia to i oszczędzanie i szaleństwo; to pewien rodzaj wolności. Minimalizm zaczął mi się kojarzyć z narzucaniem pewnych norm (co do ilości, co do kolorów), a ja buntownik jestem;).

„Według mnie styl ma ten, kto potrafi wyeksponować własną tożsamość, a nie podąża ślepo za modą. Ten kto ma klasę i wyrazisty wygląd, niekoniecznie klasyczny.” (Patricia Delahaie)

Podoba mi się, że książka nie narzuca jakiejś idei, ale zachęca do znalezienia własnego stylu, podając parę pomysłów. Co z tym zrobisz to już twoja sprawa i kreatywność.

„Wmawia się ludziom, że ubierając się tak jak ten czy inny, stają się tacy jak oni. Nie ubieramy się już dlatego, ze kimś jesteśmy, tylko dlatego, że chcemy się stać kimś innym, najlepiej - jak się to próbuje wmówić kobietom – jakąś celebrytką.
Myśląca kobieta powinna wyznawać dewizę; Jestem taka, a nie inna, więc  tak, a nie inaczej się ubieram!

Po tej książce spojrzałam na swoją szafę z większą radością (i nadzieją?;) – odkryłam jeszcze więcej kombinacji. Rozwiązałam też dylemat dotyczący… rajstop! Przyznam się, że nigdy nie byłam pewna co z cienkimi cielistymi i czarnymi rajstopami jest nie tak. Nosić czy nie nosić. Czy jestem skazana tylko na czarne, kryjące?
A więc, cienkie cieliste, zwłaszcza błyszczące są passe, chyba że ich nie widać;). Czarne, cienkie, zarezerwowane dla zakonnic lub do trumny.
Spodobał mi się pomysł na kabaretki, zwłaszcza beżowe – będą super wyglądać do sportowych butów.

Dziś prezentuję się nonszalancko;). Marynarka wygrzebana na łowach z Panną Lilą – ma paseczek w talii, ale ja wolę ją nosić luźno, zachwycił mnie w niej kołnierz. Boyfriendy i niebieskie adidasy – miałam ochotę na jakiś kolor, bo te moje czarno-białe Reeboki już lekko znoszone.
Taka jestem:D

Jeśli chcecie zobaczyć czym jest dla mnie francuski szyk, zapraszam do śledzenia mojego Pintresta TU.
 Nie znajdziecie tam Ines de la Fressange - to zbyt oczywiste. Wolę Lou Dilon, albo potarganą Charlotte Gainsbourg. Zaczęłam się też baczniej przyglądać stylowi Brigitte Bardot, wcześniej widziałam tylko jej urodę.
Bien!
Bonne journee :)



Komentarze

  1. Dla mnie francuski szyk w pierwszym "osobowym" skojarzeniu to Emmanuelle Alt. A bardziej ogólnie - dla mnie nie chodzi o to czy jesteś potargana, czy uczesana perfekcyjnie - chodzi o wrażenie tzw "effortless chic": podam jeszcze przykład Olivii Palermo, choć z Nowego Jorku i ogólnie nie wiem czy najlepszy - nawet kiedy jest super "zrobiona" nie widać w tym wysiłku. I ta łatwość jest równie lekka dla oka zewnętrznego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emmanuelle Alt i jej świta są cudowne - prostota i nonszalancja. Nie trzeba być rodowitą Francuską, by reprezentować ten styl - mam na myśli Sofię Coppolę, której styl uwielbiam:)

      Usuń
  2. Dodam od siebie, że żeby móc sobie pozwolić na niedbałość w ubiorze i fryzurze, trzeba mieć zadbane ciało. Wszystkie Francuzki na zdjęciach z modą uliczną są niezwykle szczupłe, mają zdrową cerę, włosy, na paznokciach nie uświadczy się resztek lakieru. I ten minimalistyczny styl, luksus w ultraprostym wydaniu - to zasługa świetnej jakości ubrań i dodatków - w przeciwnym razie będzie się wyglądało ubogo. Osobiście moją ikoną francuskiego szyku jest Charlotte Gainsbourg, która przecież nie jest klasyczną pięknością, ale ma w sobie tą cudowną nonszalancję, ten luz, które sprawiają, że uważam ją za śliczną kobietę.
    Książkę, którą poleciłaś, będę musiała koniecznie przeczytać, zwłaszcza że nienawidzę rad w stylu "każda kobieta powinna mieć w szafie", "jeśli chcesz ubierać się jak Francuzka koniecznie musisz nosić szpilki i bluzki w paski", "niskie kobiety nie mogą nosić długich płaszczy" - gdzie tu jest miejsce na budowanie własnego stylu? Konsekwencją tego jest to, że kobiety stają się jeszcze bardziej sfrustrowane i kończą z szafą pełną ciuchów, które nie pasują do ich osobowości i stylu życia, który prowadzą.
    Rajstop wprost nienawidzę, bo syntetyczne, nogi się pocą i wydzielają osobliwy zapach, oczka lecą jak szalone, jest mi w nich albo gorąco, albo zimno. Uznaję jedynie legginsy i czarne rajtuzy.
    Znalezienie własnego stylu zajęło mi sporo czasu, o pieniądzach nie wspomnę. Począwszy od minimalizmu spod znaku "wszystko na czarno", poprzez rozbuchany kolorami eklektyzm. Po wielkich czystkach w mojej szafie zostały jedynie te rzeczy, które kocham i zawsze będę się w nich dobrze i pewnie czuła (m.in. granatowe golfy, czarne spodnie). To miłe jest poczuć wreszcie ten komfort, wynikający z braku jakiegokolwiek przymusu kupowania rzeczy, które mi się nie podobają, ale są modne i z tego powodu trzeba je mieć w szafie.
    "Seks w wielkim mieście" podobał mi się, ale tylko na początku, poźniej zaczęło mnie żenować coraz to większe skupianie uwagi serialowych przyjaciółek na temacie ciuchów i facetów. Perfekcyjne fryzury i najmodniejsze stroje bohaterek mówiły jedno :" Nie mamy kiedy żyć, bo jesteśmy albo u fryzjera, albo na zakupach."
    Podrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Charlotte ma do tego osobowość, która sprawia, że nawet w zwykłych dżinsach i białej koszuli wygląda "do zapamiętania". Dla mnie jest piękna.
      Szukanie swojego stylu też zajęło mi sporo czasu. Największym błędem było chyba to, gdy chciałam wyglądać jak ktoś inny (np. koleżanka z biura). Teraz już mniej więcej wiem, w czym czuję się dobrze.
      Rajstop też nie lubię i doprawdy nie wiem jak to pogodzić z noszeniem sukienek i spódnic;).
      Z tego co piszesz książka powinna Ci się spodobać - miłej lektury:)

      Usuń
  3. kupiłam tę książkę jaki czas temu.
    znalazłam w niej kilka fajnych tekstów, ale w skali całościowej- jakoś tak mnie nadmiernie nie zachwyciła ( jeszcze nie zdecydowałam czy ją zatrzymam, czy puszczę dalej w obieg).
    ale czyta się ją ( i ogląda) bardzo przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się przy niej dobrze bawiłam - jest warta swojej ceny:) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jakże podoba mi się Twoja nonszalancja z tym niezwykłym kołnierzem i kolorem buta:) A i brzmienie słowa urzeka.
    "Minimalizm był mi potrzebny właśnie do złapania harmonii. I do tego by zacząć szanować i lubić rzeczy. Był dobry jako początek. Harmonia to i oszczędzanie i szaleństwo; to pewien rodzaj wolności" - to Ciebie powinni zacytować w tej książce!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak myślałam, marynarko-płaszczyk świetnie do Ciebie pasuje;) A ja szukam czegoś kremowo-beżowego i trochę dłuższego więc ten egzemplarz trafił w o wiele bardziej odpowiednie ręce;)
    Książka wygląda na ciekawą, muszę sobie w empiku na nią popatrzeć;)
    Hmm też ostatnio myślałam nad swoim stylem, budowaniem szafy, rzeczami ponadczasowymi itp. U mnie postawą dającą komfort i dobre samopoczucie na co dzień są rzeczy przede wszystkim wygodne, z dobrych tkanin i materiałów, takie które po prostu dobrze leżą, pasują do charakteru (i figury) i obronią się przy zmieniających się trendach:)

    OdpowiedzUsuń
  6. I'm back :) Nadrabiam blogowe zaległości - także w czytaniu, więc z kubasem gorącej kawy odpalam "Miło" - od stóp do głowy przechodzi mnie dreszczyk emocji tak, jak wtedy, gdy spomiędzy ściśniętych wieszaków w jakimś małym ciucholandzie wyciągnęłam płaszcz Burberry z metką. Ależ urosły Ci włosy!!! I wyglądasz w nich świetnie :) Jestem fanką francuskiego stylu, ale do tej pory nie udało mi się skomponować takiej garderoby, które by mnie zadowalała w tym temacie, bo jakimś dziwnym trafem taszczę do domu grube swetry, podarte dżinsy, sukienki-spadochrony i wszystko, co z french style ma tyle wspólnego, co mój kot z anoreksją. Z tego wszystkiego wychodzi raczej british style raczej, ale może dlatego, że przez dłuższy czas mieszkałam w środkowej Anglii. W wolne od pracy dni godzinami potrafiłam snuć się po ulicach Nottingham i gapić się na to, jak się ubierają tam kobiety. Pewnie gdzieś mi tam ten zachwyt został i tęsknota to angielskich charity shopów, w których wynajdywało się takie perełki, o jakich mogę sobie na tym moim leżajskim zadupiu tylko pomarzyć. Póki co, jestem na bieżąco z Twoim Pinterestem i kradnę piny z You're so french oraz archetype, więc może w końcu "french" u mnie zaskoczy:D Ściskam przemocno:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Człowiek się przyzwyczaił, że tak często Twoje posty czyta i jak taka cisza jest to się denerwuje ehh;p

    OdpowiedzUsuń
  8. To ciekawe, co napisalas o rajstopach. Ostatnio jak ogladam fotki z paryskich ulic to do spodnic widze wlasnie czarne, cienkie rajstopy. Z ktorego roku ta ksiazka? 2014 u nas. Napisana pewnie 2 lata wczesniej. No wlasnie. Nie przywiazywalabym wagi do takich porad, bo trendy zmieniaja sie z szybkoscia swiatla, a damskie swierszczyki z roku na rok przecza same sobie. Przyjelas, wg mnie, najlepsza postawe: nosic to co lubisz. I wlasnie dlatego lubie tu zagladac. I dla twoich cieplych tekstow.:) J.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chcesz coś napisać? Śmiało! Najwyżej odgryzę rękę jeśli nie będzie mi się podobać ;D