Żółteczko, pieski i Dziadziuś. O co kaman?
Czy macie czasami wrażenie, że oto spotykacie
postać z książki – ktoś wam kogoś przypomina, w pobliżu tej osoby czujecie „ten
klimat”, który towarzyszył wam podczas czytania?
Dzisiaj właśnie
spotkałam Dziadziusia z „Dzieci z Bullerbyn”. A było to tak…
Jechałam do nieznanego mi miejsca „obciąć” trzy osoby. Już
rozmowa telefoniczna kazała mi spodziewać się raczej czegoś miłego. Początek:
- „Hallo? Czy dodzwoniłam się do fryzjerki z pasją?”
- „Taaaak!” (:D :D )
Jechałam „serpentynami”
do miejscowości położonej w dolinie między Górami Sowimi a Górami Bardzkimi.
Słońce pięknie prześwitywało przez drzewa i budynki, dym unosił się z kominów
domów. Idąc do wskazanej kamienicy położonej na wzgórzu, odwróciłam się, gdyż ktoś za mną dreptał. Starszy pan w
kaszkiecie, z laseczką i wyglądających zza grubych szkieł błękitnych, wesołych
oczkach. Okazało się, że on jest moim celem. W rzeczy samej.
Weszłam do
mieszkania przytulnego, z piecem. W jego centrum – kuchni krzątały się trzy
niewiasty. Dwie siwiuteńkie (jedna biała, druga popielata), o szelmowskim
błysku w oczach i pięknych uśmiechach. A za mną Dziadziuś, od „Dzieci z
Bullerbyn” (kto czytał, to będzie potrafił go sobie wyobrazić).
Po raz pierwszy od
śmierci moich dziadków, doświadczyłam podobnego uczucia do tego, jakie miałam
gdy u nich przebywałam. Wesoły, skromny dom, pełen życzliwości, gdzie można
wejść i ODETCHNĄĆ.
Tnąc włosy wznosiłam się na wyżyny swego kunsztu („ale
fajnie!”, „wyglądasz jak 16-stka!”, „ja też tak chcę!” – wierzcie mi, że kiedy
fryzjer słyszy takie zachwyty daje z siebie 200%).
Żal mi było odjeżdżać; od babci–pra (jak mówiła na siebie),
cioci i córki, a nade wszystko od Dziadziusia!
Musiałam, po prostu
musiałam się z Wami tym podzielić:).
Przeczytałam już
książkę Pauliny Młynarskiej, co ja piszę – połknęłam w mig! A to znaczy, że
polecam z całego serca (mimo, iż okładka odstrasza), szczególnie dojrzałym
kobietom.
Niech za rekomendację posłużą przytoczone fragmenty,
pierwszy o dzieciach.
Nigdy nie czułam się Matką Polką, męczennicą i poświęcaczką.
Przechodziłam naprawdę wiele trudnych momentów i cieszę się, że już mam za sobą
okres przedszkolny dzieci (te choroby – kto ma więcej niż jedno dziecko w
przybliżonym wieku, wie o czym piszę). I tu nie chodzi o narzekanie, ale o
prawdę, że nie zawsze jest różowo i, że się jest mateczką a la Anna Mucha. No,
więc podoba mi się poniższy fragment;).
Dodam jeszcze inny, który znajduje się tuz za nim, by nikt się
„nie zbulwersował”:
„ Nikogo tak nie
kochamy jak terrorystów, których zakładniczkami byłyśmy przez tyle lat. Damy się
za nich pokroić, oddamy im serce, obie nerki, całą krew, szpik kości i
wszystkie pieniądze.”
A dziś „ubraniowym”
bohaterem dnia jest koszula o jakże soczystym kolorze i wdzięcznym princie – w pieski
(konkretnie chyba w buldogi francuskie). Kiedy ją tylko zobaczyłam serce zabiło
mi szybciej – będę cię mieć! – postanowiłam. No więc mam;).
Bo ja psiarą jestem, a do tego uwielbiam koszule. Myślę
jeszcze o spodniach w ten sam deseń (też żółtych) – taki zwariowany total…;)
Idzie nowe…i tego też Wam życzę na nadchodzące Święta,
otwartości na nowe rzeczy w Waszym życiu, dobre, mile zaskakujące.
Świat potrzebuje nie umartwiania się i potępienia, ale
właśnie radości, tej prostej, codziennej.
Z lekkim przymrożeniem oka – jak w tym teledysku Duka Dumonta.
Bo czemu nie?;)
To faktycznie pieski! Na początku myślałam, że króliczki i że sprawiłaś sobie wielkanocną koszulę na Boże Narodzenie;) Caly zestaw super wygląda.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że podzieliłaś się historią z Dziadziusiem (choć "Dzieci..." nie czytałam). Aż mi się tęskno zrobiło do mojego...
Gdybym jeszcze do tego dołożyła spodnie w ten deseń, mogłabym robić za wielkanocnego kurczaczka;)"Dzieci.." przeczytałam dopiero rok temu, za sprawą moich urwisów, bo to lektura w 3kl. Dziadziuś to moja ulubiona postać, może właśnie za sprawą tego co napisałaś w ostatnim zdaniu...
UsuńBardzo fajna historia z tym Dziadziusiem :-) i zachwyconymi klientkami. Fajnie, ze jesteś tak pozytywnie naładowana. Ja niestety dużo mniej, ale pracuje nad tym by to zmienić. Fragment o dzieciach bardzo trafny. Choroby nawet jednego dziecka mogą tez dobić matkę (i zawsze ten sam problem, kto może wziąć chorobowe, żeby zostać z chorym dziecięciem w domu). W koszuli z buldożki bardzo Ci do twarzy! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo pozytywni ludzie dają takiego powera;)Dziękuję za komplement i ściskam:)
UsuńChętnie sięgnę po książkę Pauliny, bo to naprawdę równa babka, lubię ją za felietony w Grazii i za Miasto Kobiet. Zazdroszczę wolnego zawodu, bo dzięki niemu trafiasz na takie perełki jak w dzisiejszym poście... Pozdrawiam. Nurka Ps. Koszula świetna !
OdpowiedzUsuńWłaśnie, dobre określenie - równa babka. Nie pisze jakby przemawiała z ambony i pozjadała wszystkie rozumy. Dystans i humor - to lubię:)
UsuńPozdrawiam!
ale świetna historia! tacy ludzie dają moc :)
OdpowiedzUsuńfajnie, że takie "wyzwania" masz w swojej pracy!
koszula piękna - widziałam ją w sklepie, ale myślałam, że to króliczki!
pozdrawiam ciepło!
Dziękuję Kasiu i pozdrawiam!
UsuńA obok Dziadziusia ( z "Dzieci z...") krzątały się oczywiście 2 Babcie (Babcia -Babcia i Ciocia-Babcia) Doroty Rumianek, czyli "Wnuczki do Orzechów" MM :)
OdpowiedzUsuńTakie skojarzonko.
Twoje wpisy sa jak notatki w brudnopisie, które okazuja się ostatecznie czystopisem :D
Są tak bardzo niewymuszone.
Szkoda, że Ta Fryzjerka Z pasją mieszka tak daleko. Przydałoby mi się coś fajnego z włosami zrobić.
Za dawnych studenckich czasów od takich rzeczy miałam przyjazciółkę, która z nożyczkami w ręku na moje hasło "baw się dobrze" zawsze wyczarowywała jakieś niepowtarzalne coś na mej głowie ;)
Pozdrawiam przedświątecznie.
Skojarzenie w punkt!
UsuńDziękuję za miłe słowa:)
Odmachuję!
Przeczytalam wiele dobrych (i zlych) ksiazek w moim zyciu, ale "Dzieci z Bullerbyn" zawsze byla i bedzie ta ksiazka, do ktorej wracam najchetniej w czasie Swiat Bozego Narodzenia ("Lalka" Prusa jest druga). Kocham ja za cieply, rodzinny klimat i niepretensjonalnosc.
OdpowiedzUsuńTwoje polaczenie zoltego z czarnym i popielatym wyglada inspirujaco.
"Dzieci..." to jedna z tych lektur, którą dzieci lubią czytać. Pamiętają imiona i wydarzenia, więc na pewno jakaś "magia" musi być:)
UsuńPozdrawiam!
"Dzieci z Bullerbyn" to książka niezwykła o tyle, że kiedy czytałam swojemu dziecku ukochane książki z dzieciństwa, to ziewało z nudów i w ogóle nie chciało słuchać. A "Dzieci" połknęło i to samodzielnie. Ciekawa jestem co to takiego jest to "coś", bo dla mnie większość "tamtych" książek nadal ma swoją magię tak samo jak "Dzieci", tymczasem testując na obecnym pokoleniu widzę, że jest to inny rodzaj "magii" :)
UsuńPozdrawiam leniwie i poświątecznie i weekendowo, dojadając resztki bigosu. Marz.
Zaciekawiła mnie ta książka Pauliny Młynarskiej, natomiast Dzieci z Bullerbyn wkrótce sobie odświeżę, gdyż jest ona na liście zaraz po Muminkach, które właśnie kończymy czytać z synem. :)
OdpowiedzUsuńSuper koszula!
pozdrawiam
Dziękuję i pozdrawiam:)
UsuńU nas ta lista jest długa; zmieści się na niej Mikołajek i baśnie Andersena itd. itd.;)
Zazdroszczę spotkania z Dziadziusiem. Dzieci z Bullerbyn to ukochana książka dzieciństwa, kupiłam sobie nawet egzemplarz z okładką jak sprzed lat (tylko Lula zaostrzyła od razu zęby na jej rogu). Maciek też już tę książkę polubił i przeczytał 2 razy. Musimy jeszcze film razem obejrzeć.
OdpowiedzUsuńLula wie co dobre;)
UsuńZastanawiałam się co to za wzór, a to pieski. Urocze, no i dawka energii z żółtości idąca, fajnie:)
OdpowiedzUsuńHistoria o Dziadziusiu też pełna pozytywnej energii. Idealnie jak w pracy oprócz spełniania pasji można poznać miłych ludzi:)
Dzięki fryzjerstwu poznałam bardzo fajnych ludzi:)
Usuńco do żółtego, to jakoś ostatnio mam ochotę na wesołe rzeczy:)
Niesamowita historia! Aż Ci zazdroszczę, że spędziłaś dzień z takimi wspaniałymi ludźmi. Przywołałam tym swoje wspomnienia z czasów, gdy mieszkałam w pewnej wrocławskiej kamienicy i dzieliłam piętro z dwiema uroczymi staruszkami-siostrami: jedną 90-letnią, a drugą 98-letnią (po zakupy do sklepu jeszcze chadzały, a jakie makijaże sobie strzelały - bajka!). Mieszkanie, w którym rezydowałam zajmowane było niegdyś przez pewnego profesora prawa, który po śmierci żony zajął się okultyzmem, który do końca życia pozostał jego obsesją. Na środku wielkiego salon stał stary wiedeński fortepian, pod ścianą komoda stuletnia, ogromne regały, a w nich książki - nie mogło być inaczej - okultystyczne! Matkobosko, czego to ja się tam naczytałam. Do końca życia tego mieszkania nie zapomnę:) Jak to dziwnie wszystko jest ułożone na tym świecie, że dopiero, gdy u kogoś coś zobaczę to się jaram jak choinka sąsiadów, no i jaram się teraz Twoją koszulą:) Zaściskowuję pierońsko:*
OdpowiedzUsuńDobrze jest się czymś jarać;) Ja kocham domy z tajemnicą, książkami, takie długo zamieszkałe.
UsuńLedwo żyję od tego ściskania, ale odmachuję;)
Wzruszająca historia - przy takich opowieściach też wracam zawsze myślami do moich dziadków. Dobro, życzliwość, naturalność - tam wszystko jest prawdziwe. A koszula - super!!! Ja mierzyłam sukienkę z tego materiału z kołnierzykiem - śliczna, ale na mnie już mniej ślicznie. No i teraz są przeceny, więc spodnie kupuj koniecznie. Na stronie Mohito jest zdjęcie babeczki w koszuli i spodniach - ja jestem zachwycona. Paulina Młynarska zaskoczyła - świetne fragmenty - no i ile jeszcze przede mną - Leo dopiero 5 miesięcy!!! Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńCo roku obiecuję sobie, ze na przecenach zaszaleję i jak zwykle mam inne wydatki, więc nie wiem co będzie z żółtymi spodniami. Widziałam jeszcze jedne niebieskie z papugami (chyba), które śnią mi się po nocach. Jestem rozdarta między klasyką a szaleństwem;).
UsuńZ małymi dziećmi jest jak z młodością, którą wspominają starzy. Fajnie było, ale nikt by nie chciał do niej powrócić.
Z rozrzewnieniem wspominam pulchne rączki moich dzieci, bo teraz to kłębowisko długich i kościstych kończyn. Ale młodzieżowe teksty rekompensują wszystko!:)