Czynnik literacki




  Jak to jest poznać osobiście ulubionego pisarza/pisarkę?
Aż do soboty nie wiedziałam jak to jest. W niedzielę (t.j. dzisiaj), stwierdzam, że jest to tylko jedna z form poznania autora. Przecież mówią nam o nim jego książki, wywiady, a on i tak pozostaje tajemnicą, tłem - cieniem dla swoich książek.
Pisarkę Annę Łacinę (nie raz, nie dwa polecałam Wam jej książki) od razu wypatrzyłam w grupie autorek, które gościły w moim mieście z okazji festiwalu "Czas na książki".
Spowita w niebieskości, błyskająca bławatkowym okiem. Skojarzyła mi się z Marzeną - syreną, bohaterką "Telefonów do przyjaciela".
Było miłe przywitanie (pani Ania poznała mnie po ombre;), pourywane zdania, wspólne zdjęcia i oczywiście wpisana dedykacja:).
Niestety, pani Ania jeszcze nie rozpoczęła pisania nowej książki - nad czym ubolewam :(.

  Po prostu dobrze było znaleźć się w gronie kobiet (mężczyźni też byli, ale w formie "milczących rodzynek"), które spełniły swoje marzenia. Według tego co mówiły, choć zdania były podzielone, wydanie książki wcale nie jest takie trudne. Tylko trzeba usiąść i napisać, czyli odklepać swoje "dupo godziny" - jak to określiła jedna z autorek;).

Dowiedziałam się też, że wybór ilustratora wcale nie zależy od autora, ale od wydawnictwa. Pisarz może mieć wpływ natomiast na szczegóły okładki.

 Z panną Lolą i "mężem z wiosłem" zwróciliśmy uwagę na pewien smutny fakt - mało było czytelników, prawie tyle samo co autorów...
Lolek dostrzegł w tym słabe rozreklamowanie imprezy (prze fb, instagram  i coś w tym jest, bo to najlepsza forma dotarcia do młodych ludzi), ja natomiast mówiłam moim znajomym o tym wydarzeniu i żaden, oprócz Loli się nie pofatygował.
Wielka szkoda, bo warto by było docenić wysiłek i obecność tak wspaniałych osób.





  W tym ciekawym wydarzeniu uczestniczyłam z panną Lolą, która, trzeba to otwarcie napisać, w pierwszej kolejności przyjechała do Bonia;).
Panna Lola sama pisze i tworzy ilustracje, a ich znaczna część zamieszkała w moim domu.
Z okazji urodzin dostałam od niej wyjątkowy portret rodzinny, wyjątkowy, gdyż przedstawia całą moją rodzinę, a więc też ukochane zwierzaki.
Cali My!
Lolek ma wielki talent:)


Pozdrawiam Was słonecznie z całą rodzinką i życzę wspaniałego tygodnia! :*

Komentarze

  1. Z tego, co piszesz, wygląda na to, że impreza naprawdę fajna szkoda tylko, że wzbudziła małe zainteresowanie. Chociaż z drugiej strony, gdyby czytelnicy musieli stać w długich kolejkach do autorów to pewnie też nie byliby zadowoleni. Ja dzisiaj byłam z Chłopcem na bardzo fajniej imprezie dla dzieci z różnymi konkurencjami, niestety żeby wziąć w nich udział trzeba było postać w dłuuugich kolejkach (bo zainteresowanie było bardzo duże) i to nie było za fajne. Niektóre rodziny przybyły w liczniejszym składzie i jednocześnie obstawiały 2 kolejki. Portret rodzinny I klasa, bardzo romantyczny! Ściskam i żałuję, że ja z północy, bo wybrałabym się z Tobą na tą imprezę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, spójrz jakie miałaś ogromne szczęście obcować niemalże sam na sam z ulubioną pisarką.
      Portret rodzinny prze-pięk-ny!

      Usuń
    2. @meneruki - jak widać każdy kij ma dwa końce;)
      @grumpy - a ja szczęściem lubię się dzielić:)

      Usuń
  2. lubię spotkania autorskie - możliwość wysłuchania autorów ulubionych książek to zawsze ciekawe wydarzenie.Szkoda, że to na którym byłaś nie zgromadziło wielu widzów.

    Wyglądasz kwitnąco!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Łacina powinna rozważyć przejęcie praw autorskich pierwszego zdjęcia, bo aż się prosi o użycie jako miniaturkę na okładce następnej książki (ujęcie spontaniczne, dlatego wyjątkowe, pomimo braku jej uroczego uśmiechu ) :)))
    Przypomniało mi się spotkanie promujące jedną z Jeżycjadowych książek Pani Musierowicz w Toruniu, jakieś 15 lat temu. Dłuuugie oczekiwanie w kolejce do Autorki zrekompensowała krótka acz niezapomniana rozmowa i oczywiście dedykacja :)
    Ja ubolewam (no ok, trochę ubolewam) nad tym, że zdecydowana większość imprez wszelakich odbywa się w weekendy, kiedy to ruszamy całą familią na naszą wioskową działeczkę.
    Kultura kontra świeże powietrze 0:1
    Nie odstrasza nawet syzyfowe pielenie truskawek i innych szczypiorków ;)
    Inaczej to wygląda w sezonie zimowym, wtedy jest czas na koncerty, wystawy...
    A portret rodzinny - no cudności.
    Ach, jak ja lubię tu zaglądać :)
    Również dobrego tygodnia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się to zdjęcie podoba;)
      To spotkanie odbywało się na świeżym powietrzu właśnie, ale rozumiem, choć wioskę mam na co dzień;)
      Dziękuję za miłe słowa:*

      Usuń
  4. Rewelacyjny blog! Słabo, że ilustratora wybiera wydawnictwo... Obserwuję i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj spotkanie na żywo z kimś kogo lubimy, kogo podziwiamy, kto wydaje się być niedosiągalny jest ekscytujące i na długo zapada w pamięci. Fajnie, że miałaś taką okazję. Z tym wydawaniem książek to różnie bywa i same "dupo godziny" nie wystarczą :). Moja dobra koleżanka - autorka książek dla dzieci często raczy mnie opowieściami o potyczkach z wydawnictwem... Różowo to to nie wygląda. Portret rodzinny jest super. Ogromnie mi się podoba. Pozdrawiam słonecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekscytacja to właściwe słowo:)
      Szkoda, że Twoja koleżanka ma pod górę, widać różnie bywa.
      Portret rodzinny już wisi na ścianie:)

      Usuń
  6. Któryś z Twoich poprzednich postów zachęcający do wzięcia udziału w spotkaniu skłonił mnie do refleksji, a ten do podzielenia się nimi. Czytam dużo książek, ale nigdy nie byłam na żadnych spotkaniu autorskim. Zaczęłam się zastanawiać co na takich spotkaniach autorskich się dzieje, na czym dokładnie polegają i jakie tematy są poruszane. Ja jako osoba nieśmiała w kontaktach z nieznajomymi nie znalazłabym przyjemności w możliwości porozmawiania z autorem. Dopóki ktoś sam nie wykaże chęci kontaktu ze mną, to ja nie wiem co powiedzieć, paraliż, pustosłów i żadna to przyjemność. Z kolei autografy czy dedykacje od osób znanych czy podziwianych nigdy mnie nie kusiły, dla mnie wartość mają te, które przypominają o jakiejś dłuższej relacji. Rozważałam kwestie spotkań autorskich również pod kątem hipotetycznego bycia autorem (kiedyś oddawałam się całkiem często przyjemności pisania do szuflady, więc mogę sobie wyobrazić sytuację, w której zawartość tej szuflady byłaby w czyjejś biblioteczce;) i doszłam do wniosku, że chyba nie chciałabym być bohaterką takich spotkań. Książka która została wydana, dla mnie, byłaby dziełem skończonym i jeśli nie jest to reportaż, to nie ma albo nie powinno być już nic więcej do dopowiedzenia, chyba, że specjalnie jest coś "odłożone" na następny tom;) Chyba tak też właśnie podchodzę do książek jako czytelnik. Jako do wypowiedzi dopracowanych, dzieł skończonych, samodzielnych, które nie wymagają komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha, widzisz, ja też uważam się za osobę nieśmiałą, ale wśród ludzi, którzy "oddychają" literaturą czuję się swojsko ( na spotkaniu biznesowym by tak nie było). Ostatnio w książce dla młodzieży przeczytałam takie zdanie "kiedy nie wiesz jak się zachować zachowuj się normalnie." Więc nie nastawiam się, tylko jestem sobie, przyglądam się, słucham. Będzie co będzie.
    Dla mnie dedykacja od autora ma wartość taką jak niemal od bliskiej osoby. Nie zbieram, ale zawsze uśmiechnę się, otwierając daną książkę i natrafiając na słowa od kogoś, komu chciało się coś dla mnie napisać.
    Na tym spotkaniu autorki opowiadały skąd czerpią pomysły na następną książkę,a może właśnie taka na pozór zdawkowa rozmowa z czytelnikiem będzie takim zapalnikiem?
    Wydaje mi się, że autorki są ciekawe, kto czyta ich dzieła; tak jak ja jestem ciekawa kto czyta mojego bloga;)
    Oczywiście, nie wszyscy pewnie lubią takie spotkania lub mają ważniejsze rzeczy na głowie, przecież, niektórzy pisarze odmówili udziału.
    Każdy ma przecież prawo wyboru.
    Dziękuję Lilu za opinię i przyczynek do dyskusji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "kiedy nie wiesz jak się zachować zachowuj się normalnie", dobra rada;)
      No tak, nie pomyślałam o tym, że rzeczywiście można być ciekawym tego kto jest czytelnikiem, może też można zawrzeć na takim spotkaniu fajne znajomości, które przerodzą się w przyjaźnie? Pewnie na dużych spotkaniach to nie jest możliwe, ale na kameralnych może tak. No nic, możliwe, że kiedyś się przełamię i przysiądę gdzieś w ostatnim rzędzie na spotkaniu, z którymś z lubianych przeze mnie autorów;)

      Usuń
  8. Trochę przykro mi się zrobiło, kiedy przeczytałam o skąpym gronie uczestników spotkania z autorkami, bo miałam nadzieję, że to tylko w moim mieście taka frekwencja na spotkaniach autorskich, ale tylko dlatego, że nie zapraszają żadnego autora "z nazwiskiem", lecz gdy zaprosili takowego frekwencja ta sama. Myślę, że większość ludzi traktuje książkę jako byt odrębny - czytając ją nie zastanawiają się ile "dupogodzin" (zakochałam się w tym słowie i nadużywam często gęsto :D) trwały prace nad nią. Wolą odrealnionego autora niż człowieka z krwi i kości, bo nie daj Boże popsuje im wrażenia tym, co sobą reprezentuje w rzeczywistości. Owszem sama się tak nacięłam, gdy pracując w pewnej sieciówkowej księgarni w Chorzowie zagadnęłam Wojciecha Kuczoka, który akurat zalegał pod regałem z nowościami. Założyłam kaganiec na swój entuzjazm, bo bardzo lubię jego styl pisarski i przeczytałam wszystkie jego książki i zagadnęłam go o jakąś przyzwoitą książkę, którą akurat przeglądał i wyraziłam uznanie dla jego pisarstwa. Łojezu, tego spojrzenia nie zapomnę. Poczułam się jak chłop pańszczyźniany na dziedzicowym dworze. To by było na tyle mojego entuzjazmu. Mimo tego, że był wyjątkowo nieprzyjazny, nie skreśliłam jego pisarstwa, ale nie sięgam po nie już tak ochoczo. Niemniej jednak uważam aranżowane spotkania autorskie za coś naprawdę dobrego, bo jednak jestem zwolenniczką "urealniania" autora. Lubię wiedzieć, co on lubi, co czyta, jakie ma buty, czy poglądy i fajnie jest myśleć, że obok mnie siedzą inni, których też to ciekawi, a wspólnym mianownikiem tej naszej ciekawości jest jego twórczość.

    Pozostając w temacie książek i spotkań - Magdo, czy w bibliotece w Twoim mieście działa Dyskusyjny Klub Książkowy? Pytam, bo u nas działa i chodziłam przez rok na jego spotkania, ale zrezygnowałam, bo chyba jestem trochę aspołeczna w temacie wybierania książek. Każdy mógł zaproponować jakąś lekturę, skutkiem czego od czasu do czasu trzeba było przeczytać jakieś - pardon za słowo - badziewie. Wyrzucałam wówczas sobie, że przecież w tym czasie przeczytałabym coś ,co sama bym sobie wybrała i może byłoby to coś lepszego, aczkolwiek szanuję gusty czytelnicze innych. Jednak wcale nie muszę ich podzielać. W końcu miałam dość lektur o pensjonatach i dałam sobie spokój. Ciekawa jestem co Ty myślisz o DKK?

    P.S. Wyglądasz przepięknie. Ściskam pierońsko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym spotkaniu autorskim było fajne grono babskie. Pogadałam z autorką książek dla dzieci Joanną M. Chmielewską - bardzo sympatyczna, ciepła osoba, opowiedziała mi i dzieciom jak powstał "Ręcznikowiec".
      To co piszesz o Wojciechu Kuczoku, jakoś mnie nie zdziwiło - po słynnej facebookowej wymianie zdań.
      Ja kiedyś we Wrocławiu mijałam Mirosława Bakę i uśmiechnęłam się doń (no, taki polski buntownik, wiesz o co chodzi), a on zrobił tak okropną minę, że dobrze, iż mi po nocy się nie śni jako koszmar. Postanowiłam mieć w nosie znane osoby co nie szanują szarych obywateli. Dla odmiany to ja się krzywię, kiedy widzę go w TV.
      W moim mieście nie działa DKK, albo jeszcze o tym nie wiem.

      A propos autorów - czasami w TV Kultura do tyg. kulturalnego zapraszają pisarzy. Ostatnio był facet co napisał wspaniałą książkę o ptakach. Kurde, jak on o tym opowiadał! To sprawiło, że sobie ją kupię:)
      Dzięki za komcie i dobrze, że wróciłaś:*

      Usuń
    2. Ooo, ależ jestem ciekawa co to za książka, daj znać koniecznie :)

      Usuń
    3. Ooo, ależ jestem ciekawa co to za książka, daj znać koniecznie :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Chcesz coś napisać? Śmiało! Najwyżej odgryzę rękę jeśli nie będzie mi się podobać ;D