Nie - smutek; nie - nostalgia




  Smutek i nostalgia...
No właśnie, koniec z tym. Melancholia wyczerpała swój limit na tę jesień. Jawnym pożeraczom energii mówimy stanowcze nie! Wyostrzmy zamglony wzrok, wyprostujmy plecy, wypnijmy biusty i odważmy się spojrzeć w niebo (a tam napotkamy gęgające klucze).
Nostalgiczne, ziołowe herbatki z imbirem zamieńmy na witalne zielone koktajle z jarmużu i banana (baaanaaanaaa!! - Minionki wiedzą co dobre;). Postawmy na mocną kawę i palpitację serca.
Koniec babrania się w przeszłości ( już dajmy spokój tym naszym matkom), idźmy do przodu nie oglądając się za siebie (chyba, że za jakimś przystojniakiem).
Ćwiczmy "brzuszki", a najlepiej szóstkę Weidera - to nie męczy tak bardzo. Dla opornych leniuchów w sam raz. Jest szansa, że zasiądziemy do świątecznego stołu z zabójczym wcięciem w talii i nawet po zjedzeniu dwunastu potraw plus serniczka nie wyskoczy nam bebzon.

  Pamiętajmy, że tylko nadmiar słowa czytanego i snu nie jest szkodliwy dla zdrowia;).



O tak, choć lubię równowagę, to dopuszczam jej wahnięcie jeśli idzie o wyższość literatury nad jedzeniem.

  Młodość i energię czerpię niezmiennie z książek dla młodzieży.
Dorwałam w bibliotece książkę Ewy Nowak, którą czytam od ponad 13 lat (pierwsza była "Diupa").

"Moja Ananke" to historia nastolatki w ciąży. Niby temat nie dla mnie, ale niejako z ogromną ciekawością przyglądałam się reakcjom rodziny, przyjaciół na "radosną wieść". Zwłaszcza rodzicom - jak zachować się z klasą. Czyż to nie pierwsze reakcje bliskich zapadają nam w pamięć, gdy przeżywamy w naszym życiu coś wyjątkowego i liczymy na ich wsparcie?
Kto już zapoznał się z książkami Ewy Nowak, tą pozycją na pewno się nie rozczaruje.

  Natomiast "Wyszukiwarkę szczęścia" Agaty Hajdy kupiłam w Toruniu i po "ciężkich" Beksińskich oraz "Pięćdziesiątce" Igi Iwasiów jest niczym lekki obłoczek.

- Moi starsi szaleją na punkcie sztuki - wyznała niechętnie Natalia. - Kiedyś zapisali mnie na warsztaty plastyczne. Dostaliśmy jakieś wielgachne zwoje papieru, na których mieliśmy przy muzyce i z zamkniętymi oczami narysować węglem swoje emocje.

   - To brzmi jak relacja z terapii dla młodocianych nadpobudliwych - zawyrokowała Agnieszka (...)

  To zabawne, jako nastolatka byłam uczestnikiem takiej "terapii"; w podstawówce na kółku plastycznym malowaliśmy sobie do muzyki Jean Michael Jarre' a. Wspominam to jako coś bardzo kreatywnego.
W ogóle w podstawówce miałam świetne plastyczki (po ASP - takie to były czasy), kolorowe, atrakcyjne, z pasją dziewczyny. Z IV kl. zapamiętałam czym różnią się okna romańskie od gotyckich.
A, że w tamtych czasach słowo "terapia" nie było TAK popularne, skojarzeń takich też nie miałam.

  Powróciłam do rysowania i malowania. Być może musiałam się uporać z pewnymi sprawami (co zajęło mi ponad 10 lat), by stworzyć przestrzeń dla czegoś innego.

Jeśli jesteście ciekawi mojego rysowania i jak mi idzie we fryzjerstwie zapraszam na mojego Instasia - ikonka obok.
Poznacie też moje dwa nowe koty: Mariana bez "n" i Henrykę Krzywowąs. Są nieustanną inspiracją jeśli chodzi o rysowanie;)


Dziś reprezentuję się Wam w "przechodzonych" ciuchach, nic nowego. Spodnie sprzed dwóch lat, a lampasy ponoć wróciły do łask; koszula już kiedyś była, płaszcz z sh też. Wszystko znane, ale wcześniej nie zestawiane (ze sobą;).
Na luzie Życzę Wam cudownego tygodnia! :D



Komentarze

  1. My w zeszłym roku też zaopiekowaliśmy się czarnym porzuconym przez wyrodną matkę kotkiem, dlatego pytam o umaszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdraszczam nauczycielek plastyki w podstawówce - ja miałam taką, która nie dość, że nie nauczyła to jeszcze zabiła we mnie chęć do rysowania. Zaintrygował mnie początek posta - też postanowiłam się wziąć w garść, bo choć obiektywnie jest dobrze, to łażę przygarbiona jak baba jakaś stara, ciągną się jakieś niedomagania (to ucho, to głowa, to ząb), sprzątać, gotować i przyjmować gości mi się nie chce (przepraszam - nie chciało). Więc od dziś nowy początek, proste plecy i zakupy, co zapełniły lodówkę :-) a jutro dzień zacznę od zielonego koktailu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos nauczycielek, to w Plastyku miałam z kompozycji taką, która zabiła we mnie wenę twórczą na długie lata. Kazała mi obiecać, że nie będę zdawać na ASP, bo inaczej nie zdam dyplomu!
      Ciekawa jestem czy nauczyciele zdają sobie sprawę jak ich zachowanie potrafi wpłynąć na czyjeś życie.

      Na mnie chyba duży wpływ mają książki; niedawno się "obudziłam" ze wspomnień i melancholii, bo jakaś taka przygarbiona byłam;).
      A trudno się garbić jak się ćwiczy mięśnie brzucha;D.
      Buziak:*

      Usuń
  3. 6 Weidera, jacie! Robiłam kiedyś, ba doszłam nawet do takiego etapu, że i bez zadyszki :D Nie wdając się w szczegóły, przydałoby się wrócić do tych seansów. O tak! A jakego ma człowiek powera i jaką satysfakcję po skończonym treningu, prawda?
    Podoba mi się optymistyczny wydźwięk tego wpisu :))
    Dzięki za nową moc! NIE smutkowi! NIE nostalgii!
    A z tym nadmiarem czytania i snu to święta prawda, oczywiście. Zwłaszcza jesień sprzyja tak przyjemnym nadmiarom. Odkryłam ostatnio "Dynastię Miziołków". Pewnie gdyby nie twoja rekomendacja, przeszłabym obok tej książki obojętnie, a tak, zaśmiewamy się z dziewczynami przy wieczornym czytaniu :))
    P.S. To twoje prace? Świetne! Rysuj, maluj, dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dynastia Miziołków" cudna! Dlatego kocham literaturę dla młodzieży - tyle w niej poczucia humoru. Kto ma dzieci ten wie, że wymyślać dużo nie trzeba, toż to samo życie;).
      Moje prace z moimi kotami;)

      6 Weidera ćwiczyliśmy całą rodziną, ale gdy doszło do 12 powtórzeń to dzieci wymiękły (one i tak mają sześciopak - mieli manię robienia brzuszków już wcześniej i to oni mnie zarazili;). Teraz ćwiczę z mężem i oboje czujemy się jak zdobywcy świata ;))

      Usuń
  4. bardzo podobają mi się zdjęcia. Trudno mówić o nostalgii i smutku kiedy w listopadzie pojawia się takie słońce...niby szaruga zimno. drzewa bez liści...ale kolory nabierają mocy, czerń nie jest TYLKO czarna.wszystko nabiera innego wymiaru..jakby stało w miejscu. może dlatego że tak mało tego słońca,a jak jest to tak krótko.warto naładować się przy nim ,rozejrzeć wokół i poszukać. listopad nie jest smutny. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, słońce i wysoka temp. jak na jesień ogromnie cieszą!
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. to aby do lata, jak to się mówi ;)
    fajny zestaw.. taki młodzieżowy właśnie :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaa ta wspomniana szóstka Weidera:D
    Fajne zdjęcia w listopadowym słońcu, ja taką nostalgię lubię:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chcesz coś napisać? Śmiało! Najwyżej odgryzę rękę jeśli nie będzie mi się podobać ;D