Wspominajki


   Styczeń, styczeń, wszystko studzi - rośliny, zwierzęta i ludzi, głosi ludowe przysłowie.
Żeby się całkiem nie wystudzić, nie robię sobie zdjęć na mrozie, bo i tak spod ciepłej kurtki, czapy i szala wystaje czerwony nos, okulary i coś w kształcie kończyno - parówek.
  W pierwszych latach blogowania, na takie posty "co się nie pokazuje, ale opisuje (różne różności)" mówiono "zapchajdziura".
Uprzedzam, że się nie poczuwam do tego miana. "Zapchajdziura" kojarzy mi się z zużytą skarpetą lub starą szmatą, bo nimi się coś tam zapycha.
Nie myślę o sobie tak źle i uważam, iż słowo "wspominajki" (neologizm) kojarzy się nieco lepiej, milej.
Chociażby z wiosną lub niedawną młodością, wszak zaczęłam blogować 8 lat temu, ale głowy nie dam czy nie więcej...

  Robię w domu generalne porządki i wzięłam się min. za foldery ze zdjęciami. Z obawą, gdyż nie wiedziałam co tam ujrzę, a jak przez mgłę styczniową pamiętam moje różne pomysły i odpały.
Zaskoczyłam pozytywnie samą siebie, a i znalazły się zdjęcia, o których całkiem zapomniałam, a Wy ich nigdy nie ujrzeliście, bo były robione "przy okazji".
  Teraz są moim skarbem, sprawiają radość - przypomniało mi się, że dzieci były małe (mamo, jakie Pulpety!). Warto prowadzić bloga, ze względu na te "przyległości".
Planuję nawet wywołać te zdjęcia i stworzyć specjalny album, żebyśmy z dziećmi i znajomymi mogli przy kawie powspominać, pośmiać się.

   Zapraszam Was na wycieczkę:)


























       Przenieśmy się masochistycznie do teraźniejszości, zimowej i bezwzględnej... dla moich opon (samochodowych, nie mózgowych).
Otóż, wczoraj koło mi skapcaniało. Zorientowałam się po tym, jak mężczyźni jadący z na przeciwka zaczęli dawać jakieś dziwne znaki, a jeden nawet jechał przez dłuższą chwilę obok, pod prąd; po czasie  zorientowałam się, że mnie nie wyprzedza. Odchyliliśmy więc szybki, po czym poinformował mnie o flaku.
  Następnie w szkole jakiś tatuś też się bardzo zainteresował moim losem, ale odmówiłam pomocy, bo co to, ja nie wiem, iż trzeba jechać na CPN, a w najgorszym razie do Serwisu Ogumienia?
 Jak kiedyś będę chciała poderwać faceta, przebiję sobie oponę.
  Ten najgorszy raz mnie nie ominął; syn - nastolatek podłączył sprężarkę do koła, a kapeć ani puchnie.
Ponoć mechanicznie lgniemy w znane rejony, w pierwszym odruchu podjechałam pod wulkanizację, w której wylądowałam rok temu. Okazało się, że zdarłam opony, a chłopaki zdarli ze mnie. W dodatku jeszcze tacy młodzi szowiniści, co to, gdy kobieta wchodzi do "męskiego świata", tłumaczą jej pewne rzeczy jak przedszkolakowi.
  Dlatego z ulgą przyjęłam wiadomość, że muszę poczekać chwilkę (jakieś 15 min.); kulejącym samochodem podjechałam do innego serwisu.
  Już "od progu" odetchnęłam z ulgą. Dwaj starsi panowie wyglądali na fachowców i luzaków, a widząc wiszące kalendarze z prawie nagimi paniami (jedna źle ubrała podkoszulkę -  tył na przód;), upewniłam się, że mam do czynienia z innym rodzajem szowinizmu... niegroźnym, rubasznym.
W 10 min. sprawa została załatwiona.
"Widzi pani, zgięła się felga, takie krawężniki mamy."
Pomyślałam "Mi tam one nie przeszkadzają, mimo, iż auto niesłużbowe."
Powiedziałam: "Cóż zrobić" i westchnęłam.
 
   Humor mi się poprawił, bo i mało zapłaciłam i mogłam zaraz z synem do domu wrócić i pośmiać się z sytuacji.
Taka to zima - nie do zdarcia ;).

:*

Komentarze

  1. Zdjęcia klimatyczne, najfajniejsze to z aktorem drugiego planu - dziadek z wywalonym językiem. Romantyczne koronkowe nagie drzewa na tle słońca, na dziecięcych buźkach widać szczęście. Zdjęcia dużo mówią o Tobie, są bardzo twoje. Lubię takie. Pozdrawiam nurka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo za spostrzegawczość! Tego dziadka zauważyłam dopiero przy porządkowaniu folderów.
      Patrząc na stare zdjęcia dzieci, chciałabym żeby choć jeden dzień pobyli jeszcze takimi Pulpetami do schrupania - ale myślę, że nie tylko ja tak mam;).
      Pozdrawiam:*

      Usuń
    2. Ja mam tak samo, mam prawie 5-letniego brzdąca w domu i nie mogę się go nacałować więc w pełni Cię rozumiem. pozdraiam nurka

      Usuń
  2. Genialne zdjęcia. Uwielbiam takie właśnie zapomniane, nieco ale pełne życia i naturalnego piękna. Znalazłam kilka perełek :) Krecik w oknie wystawowym mnie rozczulił i przypomniał dzieciństwo... Cudne chłopaki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krecik już zawsze będzie kojarzył mi się z Czechami. Chłopaki cudne i coraz dłuższe nogi mają;).

      Usuń
  3. Masz rację - taki post to żadna zapchajdziura ino retrospekcja :-) mój faworyt to zdjęcie z wkrętami, a dziadka z językiem na brodzie dostrzegłam dopiero po przeczytaniu pierwszego komentarza. Tak, że ten.... Do mechanika, w miarę możliwości, wysyłam męża, ale cóż, czasem się nie da. Byłaś bardzo dzielna, zaradna i generalnie "nie do zdarcia". Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne wspominki. I tyle na nich słońca. Miło jest na takie popatrzeć w zimowy dzień (nie żebym marudziła na zimę, po prostu miło tak oko ożywić kolorami;) Zdjęcie z plikiem książek fajne i te rajstopy! Ładne:)
    Dobrze, że historia z ogumieniem znalazła tak dobre zakończenie;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozświetliłaś zdjęciami szarość dni. Zachwycam się Tobą płomienną z tobołkiem książek;)Chłopaki cudne!!! Pozdrawiam drobinami śniegu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ te zdjęcia piękne - esencja i celebrowanie życia. Zainspirowałaś mnie nawet do tego, żeby posprzątać foldery na komputerze i też znalazłam tam niezłe skarby:) To z teatrem, Tobą na stole z synkiem i ptaszynka - moje ulubione:) Podryw na przebitą oponę - wyborny:D Ściskam:*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chcesz coś napisać? Śmiało! Najwyżej odgryzę rękę jeśli nie będzie mi się podobać ;D