Tydzień z życia kobiety na urlopie







Zdjęcia: ja i mąż

  Co wspólnego mają święta i urlop? Człowiek się szykuje, robi zakupy, a tu urlop, urlop i po świętach;).
Wyspałam się za wszystkie czasy (sny miałam czaderskie), nałaziłam się z Boniem (ośrodek był oddalony od morza 1km) przez lasy, piasek i jagody. Reakcja dzieci na Bonia utwierdziła mnie w tym, iż dzieci to adekwatny przykład na to jak różnie postrzegamy rzeczywistość: jedna dziewczynka - Jaki stary pies!; druga dziewczynka - O! Pudel! Ulepiliśmy z mężem słowo: pundel. Trochę księcia, trochę parobka;).
  Na plaży czytałam i gapiłam się na ludzi - okulary przeciwsłoneczne bezkarnie pozwalały na to drugie, w końcu mogłam patrzeć gdziekolwiek. Na moją bibliofilską duszę spływały tony miodu; czy wiecie ilu ludzi za parawanami, namiocikami kryło się z książką lub gazetą? Mnóstwo!
Ha! Nie takie słabe czytelnictwo w naszym kraju.
  Odpoczywając od garów, internetu miałam ogrom czasu na czytanie i chyba przedawkowałam. Wczoraj naszła mnie myśl, że już więcej literatury nie strawię, mam olbrzymią ochotę na obrazki, filmy i głupoty.
Natomiast doskonale mi szło trawienie lodów, gofrów i wszelakich wakacyjnych frykasów. Wszystko było przepyszne, a stan euforii osiągnęłam siorbiąc latte i spoglądając na fale.
  A te były okazałe, bo wiało przez te kilka dni niczym w "Klątwie dziewiątych urodzin". Parawan i wszelakie konstrukcje z kijków i koszulek męża były na wagę złota.
Ciuchy wygodne, abnegackie. Dresowe i lniane krótkie spodenki sprawdziły się idealnie; tak samo jak bluza z kapturem i bluzki w paski z długim rękawem. Klapiszony adidasa to był mój najlepszy zakup - chodziłam w nim non stop, tylko do kościoła nie wypadało i zastąpiłam je obuwiem sportowym.
Jednej rzeczy mi brakowało - legginsów, mogłam zostawić w domu dżinsy, których nie miałam na sobie ani razu, zresztą tak samo jak katany.
  Sztuczne rzęsy nie miały racji bytu, wiatr by mi je potargał, odkleił i ozdobił jakiś wiecheć na wydmie.
Z kosmetyków natomiast idealnie sprawdził się żel kojący po opalaniu Ziai, krem do opalania Jandy (dobrze się wchłaniał i pachniał orzeźwiająco, a co najważniejsze  - chronił skórę), nowy produkt Nivea - odżywka w spreju do włosów bez spłukiwania.

  Tydzień nad morzem to dla mnie w sam raz. Pod koniec pobytu zaczęłam tęsknić za: internetem, makijażem, obcasami (!), okiełznanymi włosami,  swoim łóżkiem i ... sprzątaniem;).
Mąż zauważył, że bardziej się cieszyłam na powrót do domu niż z wyjazdu nad morze;).

Ale i tak było super! Co chyba widać na zdjęciach;).

Pundel :)

Aaaaa! Spełniłam swoje skryte marzenie - kupiłam sobie dmuchanego krokodyla :).

 


Komentarze